Uważni stali bywalcy naszej wspaniałej
nory mogą kojarzyć, że John Brunner był dla mnie czymś w rodzaju
wielkiego odkrycia ostatniego roku – podziwiałem kunszt, z jakim
przedstawiał wymyślone przez siebie światy, misterne konstrukcje
fabuł i niebanalny sposób, w jaki to wszystko prezentował. Nie
dziwota więc, że po "Ślepe Stado", zdaniem wielu wszelkiej
maści znawców tematu najwybitniejsze dzieło tego autora, sięgnąłem
- nomen omen! - na oślep, spodziewając się jeszcze więcej tego
samego – świetnie zaprezentowanej dystopii i mającej w niej
miejsce interesującej, porywającej opowieści. Czy trafiłem?
Jest jeden sposób, by się przekonać...
Niedaleka przyszłość – lata osiemdziesiąte,
dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku. Próżno tu jednak szukać
nowinek technicznych z "Na fali szoku", przeludnienie też
nie jest problemem, a nawet jeśli, to zdecydowanie nie
najważniejszym. Postępujące uprzemysłowienie naszej cywilizacji
doprowadziło ekosystem Ziemi do niemal całkowitej destrukcji – są
obszary świata, gdzie nie wychodzi się z domu bez maski tlenowej.
Na całej Ziemi dzieci, nawet jeśli ich matki donoszą ciążę do
końca, co staje się coraz rzadszym zjawiskiem, rodzą się chore i
zdeformowane. Mnożą się lub powracają paskudne, przewlekłe
choróbska, o których już dawno zapomnieliśmy, a na które od
równie dawna nie mamy już skutecznych leków. Jedzenie nie nadaje
się do jedzenia, woda do picia, a powietrze do oddychania. Oceany
ścieków i ropy naftowej wyrzucają na brzeg zatopione i dawno
zapomniane zbiorniki z gazem bojowym, ławice martwych ryb i
nadmorskich ptaków. Jednym słowem – zgroza. W dodatku zgroza,
którą sami sobie zgotowaliśmy.
Ponownie śledzimy
równoczesne losy kilku bohaterów – są tu biznesmeni i ich
niepokorne dzieci, policjanci, członkowie misji charytatywnej w
ogarniętym wojną domową niewielkim państwie gdzieś w Afryce, a
nawet członkowie radykalnej bojówki pro-ekologicznej, którym
zbrzydł już świat, w jakim muszą żyć. Wiele życiorysów, wiele
opowieści, wiele dramatów na tle zruinowanego naszymi własnymi
rękoma świata, a wszystko to, jak to zwykle u Brunnera, w pokrętny
sposób łączy się z głównym wątkiem powieści, który,
przynajmniej jak na mój gust, nie miał aż tak fantastycznego
rozmachu jak w pozostałych Artefaktach (choćby genialnych "Wszystkich na Zanzibarze") opatrzonych nazwiskiem tego
autora. "Ślepe Stado" jest też powieścią odczuwalnie
mniej fantastyczną, choć zdecydowanie jest to fantastyka naukowa –
w przeciwieństwie do nich jednak, przedstawiona tu wizja wydaje się
znacznie bardziej przyziemna, a przez to prawdopodobna i do głębi
niepokojąca. Fabuła, może nieco naiwna, może przewidywalna, jest
tu ledwie pretekstem do tego, by prezentować nam i przybliżać
kolejne aspekty tej ponurej i straszliwej wizji przyszłości.
Tak jak całokształt twórczości
Brunnera, także "Ślepe Stado" jest bezapelacyjnie wybitne
pod względem umiejętnie prowadzonej narracji. Omawiany w książce
problem oglądamy z każdej strony, wieloma i różnie uposażonymi
parami oczu. To wszystko sprawia, że można się poczuć, jakby się
tam rzeczywiście było. I to jest straszne – nikt nie chciałby
przecież żyć w świecie, w którym jeden haust powietrza
wystarczy, by wnętrzności wywinęły się na drugą stronę w
przedśmiertnych konwulsjach. To zdecydowanie pozycja dla czytelników
o mocnych nerwach – a jeśli są wśród was, Drodzy Czytelnicy,
osoby, które – tak jak ja! - dostają ataków paniki wobec
sugestywnych słownych opisów deformacji ludzkiego ciała, myślę,
że nic nie stoi na przeszkodzie, aby akurat tę książkę Brunnera
sobie darować. Tak będzie lepiej. Wierzcie mi.
Podsumujmy. "Ślepe Stado" to
mocna rzecz. Omawiany w nim problem jest bardzo bliski nam, ludziom
dwudziestego pierwszego wieku, muszącym borykać się z coraz
nowszymi epidemiami śmiertelnych chorób i piętrzącymi się
przemysłowymi odpadami. Jednocześnie to książka, w której autor
zdecydowanie bardziej postawił na serwowane czytelnikowi wrażenia i
przeżycia, pozostawiając historię na dalszym planie. Nie jest wybitna, ale też nie należy traktować jej po prostu jako kolejną powieść. To coś innego. To jak
widokówka – pamiątka ze śmierdzącej defoliantami pustyni po
niegdysiejszej dżungli, znad brzegu poczerniałego koryta smolistej
rzeki, z szarego, skrytego za kwaśną mgłą zmartwiałego miasta. I
patrząc na tę widokówkę, trudno nie zadać sobie pytania: czy ja
na pewno chcę tam jechać?
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: The Sheep Look Up
Autor: John Brunner
Wydawnictwo:
MAG
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 464
"Ślepe stado" Brunnera wciąż przede mną, przeczytałam na razie "Wszyscy na Zanzibarze", którą uważam za dzieło genialne. Ciekawa jestem jak ta powieść mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńRad jestem niezmiernie, że nie jestem odosobniony w swojej opinii na temat "Wszystkich...". Koniecznie daj znać, jak wrażenia z lektury Stada, kiedy już je skończysz!
UsuńI dziękuję, wiem, czego się spodziewać. Zaopatrzyłam się, ale musi poczekać, zbyt świeżo mam jeszcze w pamięci wizję Bacigalupiego, żeby sobie teraz to serwować.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Przy odrobinie szczęścia skorzystam. Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuń