wtorek, 15 grudnia 2015

Nie tylko "Lolita". "Pupilla. Metamorfozy figury drapieżnej dziewczynki w wyobraźni symbolicznej XX wieku" Katarzyny Przyłuskiej-Urbanowicz

   Fakt, że szczególnie interesują mnie książki o kobietach, jest chyba cechą, że tak powiem, typową. Obraz kobiety gdzieś tam, jej życie w jakichś tam czasach, w warunkach trudniejszych bądź łatwiejszych, dawniej czy współcześnie… Motyw ten jest dość lubiany, nie tylko wśród czytelników, jako że życie żon, matek i córek znanych postaci było często okryte tajemnicą, ale wcale nie mniej ciekawe. Przeglądając zawartość swoich stosów książkowych natknęłam się jednak na jedną, bardzo specyficzną pozycję, która w dość nietypowy sposób wpasowuje się w zadany motyw, dość jaskrawo się jednak wyróżniając na tle innych tego typu pozycji. Mowa o „Pupilli” Katarzyny Przyłuskiej-Urbanowicz, książce, będącej właściwie pracą doktorską, dotyczącej nie kobiet, a dziewczynek, i ich specyficznej roli: „małoletniej kochanki”, dziecka, które staje się drapieżnikiem, zanim jeszcze stanie się świadome własnej seksualności.

   Autorka podejmuje się analizy pięciu przypadków: wedekindowską Lulu, Alice Antoinette de Watteyille, Lucia, młoda akrobatka Dolores, i, ponad wszystko, Lolita, znana z prozy Nabokowa. Nie należy dać się jednak zwieść myśleniu, że książka to tylko analiza tych pięciu postaci i zachwytów bądź oburzenia nad ich losami – te dziewczynki to jedynie pretekst do rozważań o większym rozmachu. Każdy rozdział prezentuje inną postać, a ilości informacji, jaka zostaje podana przy okazji sprawia, że ona sama gdzieś się w tym wszystkim gubi, zatopiona w okolicznościach, konsekwencjach, objawach, twórcach, myślach twórców, relacjach wśród obsady, reakcjach społeczeństwa; na szczęście jednak odnajduje się zawsze w odpowiednim momencie by z mocnym akcentem zakończyć swoją opowieść.
Jest to z jednej strony zabieg bardzo udany, ponieważ przemyca spory ładunek informacji pod pozorem na wpół poetyckiego tekstu, który sam w sobie wydaje się być obszerną dygresją, spowodowaną fascynacją nie tyle samą osobą dramatu, co jej otoczką; z drugiej – bardzo łatwo się w tym zgubić. Więcej: czytelnik nastawiony na informacje dotyczące tylko interesującego go tematu szybko zniechęci się, przytłoczony szczegółami, które wiążą się z omawianą postacią najczęściej w bardzo odległy sposób.

   Wspomniałam o poetyckim języku, zastosowanym w książce; to kolejna rzecz, która nie każdemu przypadnie do gustu. Tym, co rzuca się w oczy przy czytaniu jest przede wszystkim bogactwo opisów, z zastosowaniem wyjątkowo rozbudowanego słownictwa, opartego na przenośniach i grach słów, co zdziwiło mnie, jako że spodziewałam się języka raczej sztywnego i konkretnego po publikacji będącej pracą dyplomową, dzięki któremu przeczytam, może z wypiekami na twarzy, rzeczową relację o tym, co autorce udało się wykopać z odmętów kultury. Tymczasem, aby uzyskać taki efekt, trzeba się przebić przez gąszcz zawiłości i dygresji, by dowiedzieć się, że naga prawda wcale nie jest tak oczywista, choć zdecydowanie bywa gorsząca.

   Ciągnąć myśl dalej: czy obraz kilkulatki, będącej kochanką o wiele starszego od niej mężczyzny, może nie gorszyć? Pewien bunt i opór wywołuje już sama myśl, a jeśli dodamy do tego kreację tych dzieci na drapieżne istoty, które na wpół świadomie może dążą do tego, by zwodzić i uwodzić, natrafimy na kolejną przeszkodę. Nie każdy to przełknie; zaryzykuję stwierdzenie, że trzeba pewnej specyficznej otwartości, by móc myśleć w tej kategorii nie jako o gwałcie popełnianym na świętej niewinności, a jako o sztuce, czy nawet odległym, choć fascynującym zjawisku. Mnie niestety tego brakuje, a opowieść o każdej z bohaterek traktuję bardziej jako relację z miejsca popełnienia przestępstwa niż piękny i tajemniczy obraz. Dopełnieniem tego są ilustracje: zdjęcia, obrazy, rysunki… część z nich jest tylko lekko sugestywna, przekaz zawierając w ułożeniu ciała, natomiast część wprost przedstawia postacie w negliżu; bardzo interesującą, choć nadal wywołującą podświadomy sprzeciw, częścią tej strony książki były zdjęcia Sally Mann, przedstawiające jej córki ucharakteryzowane i pozujące w rolach dorosłych. W tym miejscu łatwo było zauważyć pewne niepokojące piękno dziecięcych twarzy o zbyt dojrzałym spojrzeniu – ale w „Pupilli” nie pokazano nawet połowy tego, co pani Mann udało się stworzyć.

   Książkę pani Przyłuskiej-Urbanowicz zdecydowanie można nazwać solidnym kompendium wiedzy na zadany temat, wiedzy podanej w sposób specyficzny, ale interesujący, nierówny: raz łagodny, to znowu zahaczający o wulgarność. Porusza wiele tematów, i już choćby z tej przyczyny może znaleźć wielu sympatyków; przeplatając feministyczne motywy z treścią brzmiącą jak rzucone niemal wprost oskarżenie o celowe zwodzenie męskiej nacji na złą drogę przez bardzo małoletnie przecież dziewczynki brzmi momentami jak trudny i pełen zwrotów akcji dialog;  porównania entomologiczne dodają jej posmaku naukowej rozprawy, w opozycji do której stoi użyte w tekście słownictwo. Powtórzę: „Pupilla”, mimo że jest książką niesamowicie intrygującą i świetnie napisaną, nie każdemu przypadnie do gustu, nie każdemu uda się też nie zniechęcić się po kilku początkowych stronach. Niemniej jednak warto ją znać, tak jak dobrze jest mieć rozeznacie w poruszanym przez nią temacie, który coraz mniej jednoznacznie jest traktowany przez społeczeństwo… i cenzurę.

Za egzmeplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Słowo/Obraz terytoria.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Pupilla
Autor: Tomasz Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz
Wydawnictwo: Słowo/Obraz terytoria
Rok wydania: 2015

Liczba stron: 328

1 komentarz:

  1. Dobra recenzja :) i fajnie, że napisałaś, że nie do wszystkich to trafi

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: