niedziela, 20 września 2015

Koci świat. "Błąd warunkowania" Anny Nieznaj

   Tematyka inżynierii genetycznej, a zwłaszcza eksperymentów przeprowadzanych na ludziach, ich ulepszaniu z przeznaczeniem do celów bojowych, pokutuje w literaturze i kinematografii od dawna, pojawiając się co rusz w nowej postaci. Modyfikacje genomu ludzkiego tak, by uczynić daną jednostkę lepszą pod wieloma względami przy jednoczesnym zachowaniu ścisłej tajemnicy i kontroli nad obiektem (lub obiektami) badań wiążą się zazwyczaj z próbami połączenia cech człowieka i zwierzęcia, by ten pierwszy przejął wszystko to, co drugi ma od niego lepsze. Najwdzięczniejszym celem takich mieszanek są oczywiście koty, od których izoluje się geny odpowiedzialne za doskonały węch, słuch, wzrok i refleks. Nie byłoby też zabawy, gdyby przy okazji takich eksperymentów coś nie poszło nie tak… Ostatni mój kontakt z tym tematem miał miejsce przy okazji serialu „Mroczny anioł” (tudzież „Cień anioła”, zależnie od źródła) dobrych parę lat temu, więc miło powitałam kolejną jego odsłonę w „Błędzie warunkowania” Anny Nieznaj.

   Niedaleka przyszłość. Międzynarodowe agencje wywiadowcze korzystają z najnowocześniejszych technologii i osiągnięć nauki, z powodzeniem przeprowadzając eksperyment mający na celu stworzenie żołnierzy posiadających zmodyfikowany genotyp. Grupą, w której udało się to przeprowadzić bez większych efektów ubocznych są Czarne Koty, nie jedyne jednak pokolenie sztucznie udoskonalonych dzieci. W momencie zawiązania akcji są oni w wieku nastoletnim, wykonując już pierwsze poważne zadania, wciąż się jednak ucząc. A nauki mają wiele, zwłaszcza tego, jak radzić sobie z sobą samymi i otaczającym światem, który odbierają inaczej niż zwykli ludzie. Piątka nastolatków wykorzystywana jest do misji, jakich nie powstydziłaby się dobrze wyszkolona brygada antyterrorystyczna. Równolegle z przygodami Kotów śledzimy postać Martina Sorensena, młodego naukowca, świeżo po studiach, który dostaje propozycję nie do odrzucenia - ma pracować jako samodzielny badacz pod skrzydłami wielkiej korporacji farmaceutycznej, ale sprawa ma drugie dno: przemyt narkotyków, których czystość i zgodność z umową ma on po cichu sprawdzać. Absolwent jednej z najlepszych uczelni z wielkimi nadziejami na przyszłość i trochę kiepsko poukładanym życiem osobistym nagle odkrywa, że świat jest mały, ciasny i pozbawiony miejsc, w których można by się ukryć.

   Czarne Koty – to już było. Nawet nazwa wydaje się do bólu oklepana, nie mówiąc już o samej koncepcji udoskonalonych genetycznie dzieci, która mimo wszystko pozostaje względnie interesująca przez swoją nierealność – w dzisiejszych czasach być może już pozorną. Co różni więc ten motyw w książce pani Nieznaj od innych, co sprawia, że znalazłam w niej coś pociągającego? Po pierwsze, spojrzenie na same Koty od strony ich codzienności: dorastania, relacji rodzinnych – tak, mają je! To nie są jednostki „wyprodukowane” czarnomagicznym sposobem, są to urodzone tradycyjnie dzieci pięciu par, które co prawda zostały starannie wybrane i pouczone jakie cechy będą miały ich potomkowie i jak należy się z nimi obchodzić, ale nadal posiadają rodziców i często też rodzeństwo, już normalne. Druga kwestia, to sfera emocjonalna, którą autorka przedstawiła w bardzo dokładny, barwny sposób: Koty to nie maszyny zaprogramowane, by zabijać. To grupka małolatów, które poza tym, że są świetnie przygotowane fizycznie do tego, co mają robić i doskonale zdają sobie z tego sprawę, są też o wiele wrażliwsze pod względem psychicznym, a opisy tego, jak wpływa na nie odbiór choroby czy śmierci jednego z nich, jak reagują instynktownie, inaczej niż zareagowałby człowiek, są niesamowicie przejmujące, wywołując nawet wzruszenie. Pod tym względem – kawał dobrej roboty. Kolejny plus stanowi fakt, że cała piątka, chociaż pod pewnymi względami ulepszona, nie jest wcale idealna, a wręcz niektóre ich cechy czynią je słabszymi niż zwykli ludzie. Bilans zdaje się wychodzić na zero, jeśli brać pod uwagę całość ich egzystencji, nie tylko zadania w terenie, co było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, jako że spodziewałam się, że po prostu będą klasycznie superbohaterzyć. Brakowało mi w tym wszystkim tylko jednej rzeczy: zagłębienia się bardziej w kwestie czysto naukowe. Odczuwam niedosyt, potrzeba mi wiedzy, jak Koty powstały, jak wyglądał sam proces od strony technicznej, ale można to uznać za moje skrzywienie zawodowe.

   Głównych bohaterów jest pięcioro, dorzucając jeszcze do tego postacie takie jak Martin Sorensen, Dagny Olsson czy naukowców z instytutu. To dużo, ale i w tym przypadku autorka stanęła na wysokości zadania: każda z tych osób jest dopracowana, posiada zestaw cech charakterystycznych, indywidualny sposób bycia i wysławiania się, wyraźnie można też rozpoznać co ich łączy a co dzieli w codziennych relacjach. Co do Kotów, różnią się nie tylko powierzchownością, ale i charakterem, co zostało podkreślone (bądź może wytłumaczone) tym, że wywodzą się w różnych narodowości, z czym również pani Nieznaj poradziła sobie świetnie, zachowując obce wpływy w ich zachowaniu nie powodując równocześnie wrażenia sztuczności, przesady czy stereotypowości. Najbardziej charakterystyczne wśród nich są postacie kobiece – Sanja Popovic i Maja Szymczyk, które same w sobie stanowią ciekawy zestaw cech przeciwstawnych, które jednak nie prowadzą do konfliktów, a doskonale się uzupełniają.

   A co z resztą świata? Ano jest, chociaż początkowo nie zdaje sobie sprawy z istnienia grupy młodych kocich żołnierzy, żywiąc się plotkami jak nasz świat współczesny opowieściami o klonowanych chińczykach. Fakt jak Koty odbierane są przez społeczeństwo pokazuje jedynie moment, w którym poznajemy sytuację młodego Sorensena. Nie ma on żadnej większej z nimi styczności, zauważa jedynie, że coś jest nie do końca w porządku, zamienia z jednym z nich kilka słów, a to, z kim rozmawiał, uświadamia sobie później… I wpada w absolutny entuzjazm, co jest całkowicie zrozumiałe. Nie ma tego wiele, a bohaterowie zdają się niemal żyć w złotej klatce z uchylanymi warunkowo drzwiczkami, utkanej pieczołowicie przez grupę naukowców, co niestety daje się odczuć. Gdzie te bunty, wyrywanie się na wolność, walka z laboratoryjnym ciemiężcą? Brak. Aż dziwnie, patrząc po tym co dotąd prezentowała nam kultura masowa.

   Poza tym jednym momentem jedni z drugimi nie mają styczności, książkę czyta się więc jak zbiór opowiadań – którym przecież jest – obejmujący dwa różne wątki, podawane naprzemiennie. Jest to rzecz, która może się nie podobać, jako że Dagny Olsson i Martin Sorensen to bohaterowie obracający się w środowisku już nie naukowym, a gangsterskim, a przejścia z jednego w drugie, bez żadnych załagodzeń, bywają bolesne dla kogoś, kogo zdążyło wciągnąć kocie, obierane wyostrzonymi zmysłami otoczenie. Części „gangsterskie” prowadzi jednak nie pechowy farmaceuta, a postać Dagny Olsson, i na niej też skupia się najwięcej uwagi, co ostatecznie wychodzi na korzyść całości, jako że sama Dagny jest postacią tyleż kontrowersyjną, co ciekawą, szkoda jednak Sorensena, który miał być, ale w zasadzie niewiele go jest, mimo że początkowo wydawał się mieć spory potencjał. Pozostaje mieć nadzieję, że zarówno on, jak i jego ewentualna współpraca (bądź rywalizacja, kto wie…) z Czarnymi Kotami rozwinie się w drugim tomie.

   Konstrukcja książki, która zamiast klasycznego podziału na rozdziały daje czytelnikowi po prostu dziewięć opowiadań, ułożonych w ciąg wydarzeń jedynie luźno powiązanych ze sobą pozwoliła ograniczyć treść do samej akcji, nie przerywanej momentami przestoju. Koty się po prostu nie nudzą, a przynajmniej nie robią tego będąc pod czytelniczą „obserwacją”. Z jednej strony ma to wadę, o której już wspomniałam – niezbyt korzystne przeplatanie się wątków traktujących o różnych osobach i miejscach – z drugiej, książka jest praktycznie nie do odłożenia dopóki nie dokończy się aktualnie czytanej części. Tam po prostu ciągle coś się dzieje, i dotyczy to obu „przypadków”. A że po skończeniu jednego opowiadania z automatu wchodzi ciekawość, co będzie dalej, to czytelnik ma gwarancję, że „Błąd warunkowania” przeczyta błyskawicznie. W moim przypadku zadziałało to doskonale.

   Wspomniałam o tym, że bohaterów poznajemy, gdy są w wieku nastoletnim, niech to jednak nikogo nie zwiedzie i nie sprawi, że uzna książkę za powieść dla młodszych czytelników. Wraz z Kotami przechodzimy przez kolejne fazy ich życia, krótko mówiąc: starzeją się one wraz z rozwojem akcji. Nieodłącznym tego elementem jest erotyka, przedstawiona co prawda od ściśle emocjonalnej strony, jednak pojawiająca się co rusz przy okazji opisów relacji młodych nie tylko ze sobą nawzajem, ale i z innymi ludźmi. Głównie ze względu na tę emocjonalność, fakt, z jaką dokładnością potraktowana została kwestia psychiki piątki bohaterów, książka podobała mi się tak bardzo. Autorce po prostu udało się to, co nie udaje się wielu powieściom traktującym o ludzkich, zwykłych losach: poruszyć mnie do głębi, co jest szczególnie warte uznania, jeśli wziąć pod uwagę to, że „Błąd warunkowania” mieści się w gatunku science-fiction, a nie obyczajowym, a Koty mają służyć za idealnych żołnierzy – i z tego obowiązku, mimo wszystko, wywiązują się świetnie. Dorzucając do tego wartką akcję i charakterystyczną, militarno-spiskową otoczkę, dostajemy książkę ciekawą, niebanalną i zdecydowanie wartą poświęcenia jej czasu, a po tym oczekiwania na dalsze losy rudowłosej profesjonalistki Sanji czy Tomka-pozornego lekkoducha. Polecam fanom trochę lżejszej fantastyki.

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Genius Creations.
Książkę można natomiast kupić tutaj.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Błąd warunkowania
Autor: Anna Nieznaj
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 380


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: