poniedziałek, 29 czerwca 2015

Na pohybel przygodzie, czyli "Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina" Jacka Wróbla

   Magów mamy w fantastyce różnych. Są tacy, którzy jednym słowem potrafią niszczyć światy, są adepci sztuk mrocznych i tajemnych, czarnoksiężnicy i stróże równowagi, starzy mistrzowie sztuki i młodzi adepci. Kochani, tolerowani bądź prześladowani; dobrzy lub źli. I w znacznej większości zajmują się, z większym bądź mniejszym zaangażowaniem, niszczeniem bądź ratowaniem świata. A co jeśli ktoś magiem być nie może, chociaż bardzo, bardzo by chciał? Chociaż widział swoją przyszłość jasno i prosto, jako słynnego czarodzieja, podziwianego i rozpieszczanego przez otoczenie, któremu wszyscy dogadzają już choćby za to, że swoją obecnością gwarantuje okolicy dobrobyt i bezpieczeństwo, a plany pokrzyżował mu jeden, jedyny szczegół… Co taki człowiek ma robić?

   Haxerlin swoje prawdziwe imię porzucił już dawno, gdy zdecydował się zostać wędrownym kupcem. Wdział na siebie szaty, przywodzące na myśl kogoś władającego tajemną mocą (choć może trochę tandetne… ), zapakował wóz magicznymi artefaktami (a przynajmniej rzeczami, które mogłyby nimi być), i wyruszył w trasę. Magiczne drobiazgi sprzedają się nie najgorzej, w końcu wielu jest ludzi potrzebujących uzdrowienia, wzmocnienia, poprawy losu czy po prostu okazjonalnego wsparcia lub ciekawej pamiątki popartej solennym zapewnieniem sprzedającego, że wielu podobnym mu już pomogło; gorzej, gdy ktoś chce jego domniemaną moc zastosować… Kiedy napój miłosny okazuje się być czystą wódką, a Miecz Posępnego Czerepu – zwykłym, zardzewiałym żelastwem, nasz Mistrz powinien być już daleko, w szybkim tempie szukając kryjówki, a w te okolice nie wracać aż do kolejnej zmiany władzy, kiedy to jego „winy” zostaną zapomniane. I, co najważniejsze, absolutnie nie pokazywać się w pobliżu prawdziwych magów. Losy Haxerlina zostały ukazane w formie opowiadań, uporządkowanych chronologicznie i powiązanych ze sobą nie tylko postaciami pierwszoplanowymi, ale i ogólnym tłem wydarzeń i losami przyjaciół kupca.

   Główny bohater to osoba może nie specyficzna, ale na pewno charakterna – mały, gruby człowieczek, którego siłą jest spryt i egoizm. Trochę ma z Arivalda („Ani słowa prawdy”), trochę z Rincewinda (Świat Dysku), charakterem przypomina mieszankę obu wymienionych z domieszką liska-chytruska, ale bez dobrych cech ich charakterów, za to obdarzony jest ogromną dozą łaskawości bogów, zwanej szczęściem. Stanowczo próbuje unikać przygód, wplątując się w nie zawsze przypadkowo, gdy trafi w ręce „starego znajomego” chcącego wyrównać rachunki. W ten sposób dostaje na przykład „zlecenie” odbicia pewnej pięknej nimfy z rąk głowy sąsiedniego miasta, na co pierwszym planem jest oczywiście jak najszybsza ucieczka. Co innego jednak, gdy da się rzecz wykonać cudzymi rękami i jeszcze zgarnąć za to nagrodę… Do tej misji mag bierze sobie towarzysza, Jonę Piętkę, którego podobieństwo do bohatera miejscowych legend, Kordaka, zamierza wykorzystać. Rzecz ma się odbyć prosto: niby-Kordak wygłasza przemówienie, nimfa się zakochuje, wywożą ją gdzie trzeba, wszyscy zadowoleni (może oprócz samej zainteresowanej). Chyba, żeby coś poszło nie tak… na przykład gdyby ktoś wpadł już na podobny pomysł.

   Kilka innych postaci również zasługuje na to, by przyjrzeć się im bliżej, a do tych z całą pewnością należy Thuz , tajemniczy towarzysz wędrówek, który nie przestaje wyklinać na swoje życie i złorzeczyć temu, który go tak urządził. Złośliwość losu (w postaci autora) uczyniła z niego postać przezabawną i uroczą, chociaż niepozbawioną charakteru – stara się być złośliwy, arogancki i nieprzyjemny, jednocześnie musząc grać rolę kogoś zupełnie innego. Jego postępowanie, komentarze, to, jak odnosi się do innych i oni do niego sprawiało, że opowiadania, w których występował, należą do moich ulubionych już przez wzgląd na kontrast, który tworzył ze starym Mistrzem. Inną z bardziej interesujących osób jest Jacob Zaco, dawny strażnik, obecnie będący fałszerzem i kanciarzem, który pojawia się kilkukrotnie w roli wysłannika przeznaczenia wpędzającego biednego Haxa w kolejne przygody. Jest zgryźliwy, ironiczny i wyraźnie nieszczery; wprowadza do książki nastrój mrocznego salonu z grupą podejrzanych typków, grających w karty, gdy nigdy nie wiadomo, czy gra nie toczy się o czyjeś życie. A co z resztą? Tu już bywa różnie. Postacie zarysowane są lepiej lub gorzej, część z nich, choć może nie wywołuje sympatii, to jednak jest żywa i specyficzna, inne to po prostu personifikacje jednej cechy. Problem jest tu chyba z kobietami, wśród których mogę wyłonić trzy typy: nieszczęśliwe żony, prostytutki i oszustki. Tylko jedna otrzymała od autora na tyle uwagi, by faktycznie pokazać, że coś potrafi.

   Kwestia kobiet w Insirii została potraktowana bardzo specyficznie, i nie jest to tylko specyfika typowa dla okołośredniowiecznych realiów, gdzie żeńska część społeczeństwa miała przed sobą dwie ścieżki „kariery”: żony lub prostytutki (czarownice to wszak osobna sprawa). Autor posunął się krok (a nawet kilka…) dalej: stworzył Oświecony Kościół Mizoginistyczny. Głoszone przez jego wyznawców poglądy są jasne i proste: kobieta to stworzenie podrzędne, podległe mężczyźnie, służące do zaspokajania jego potrzeb, z wybrakowaną duszą i mniejszym umysłem. Z dogmatami tej wiary zapoznamy się poznając lekarza (ciekawa rzecz, człowiek nauki i wyznawca tak nietypowego poglądu), który przecież ma przy sobie pielęgniarki. Jak godzi pracę z kobietami z tym, co głosi jego kościół? Z takim podejściem jednak spotkamy się jeszcze przy okazji późniejszych wydarzeń, aż do sabotażu działań pań wykazujących się większą inicjatywą w życiu. Chwała głównemu bohaterowi, że te kwestie wyraźnie go nie przekonują (choć i w rycerza na białym koniu też się nie bawi, woląc milczeć dla własnego bezpieczeństwa). Jestem pełna podziwu dla pana, panie Jacku, bo właśnie wsadziłeś pan kij w mrowisko. Mam nadzieję, że ma pan gotową kryjówkę na wypadek jakiegoś płonącego w okolicy stosu.

   Sam nastrój panujący w książce nie jest jednak wcale mroczny ani przesadnie poważny, chociaż można zaobserwować pewną tendencję spadkową wraz z postępem wydarzeń, jednak całość utrzymana jest w dość baśniowym i rubasznym klimacie. Co prawda wulgarności jako takiej się tu nie uświadczy, jednak język, który używa znaczna większość postaci dość mocno się o nią ociera, a najlepszym tego przykładem jest karczemna przyśpiewka wędrownego barda, ułożona „na cześć” Haxerlina i Thuza, w której brzydkie słowa są zastępowane zwykłymi, jednak kompozycja sama narzuca inne słówko, bardziej pasujące do rymu. Zupełnie jak typowe przyśpiewki weselne. Nie brak też bardziej i mniej subtelnych nawiązań do seksu (Jona Piętka, człowiek prosty i niewinny, a wpadł w towarzystwo kusicielki… biedny, biedny poczciwiec!), oraz, już zdecydowanie niezawoalowanych odniesień do obecnych „numerów jeden” w popkulturze. Najbardziej oberwało się tu „Grze o Tron” co stanowi i plus, i minus całości – „szpileczki” wbijane przez autora są bardzo trafnie sformułowane, niemniej jednak takie zabiegi mają to do siebie, że szybko się dezaktualizują. Za parę lat śmiać się z tego będzie tylko „starsze pokolenie” czytaczy.

   Autor pokusił się o wykreowanie na podstawie średniowiecznej obyczajowości, własnych realiów. Oprócz specyficznego podejścia do kobiet są jeszcze bogowie, co do których właściwie nie wiadomo na ile są realni, a ile ich stanowi sama ludzka wiara – chociaż natykamy się podczas czytania na rozważania o naturze boskości i jej pochodzeniu, nie zostaje to jednak ostatecznie rozstrzygnięte i pozostawia wyobraźni czytelnika trochę pola do popisu. Haxerlin co prawda unika jak może zabaw w politykę, jednak wyraźnie polityka zamierza bawić się nim, więc i o sytuacji państwa dowiemy się sporo, dochodząc nawet do takich kwestii, jak przemyt narkotyków i teorie spiskowe na temat władzy. Dorzucając do tego całą gamę istot fantastycznych… spróbuj, czytelniku, wynaleźć wszystkie nawiązania zawarte w tej książce. Podczas czytania nie raz można się uśmiechnąć zrozumiawszy, jak sprytnie przemycona została do opowieści jakaś sytuacja z naszej rzeczywistości.

   „Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina” to debiutancka książka Jacka Wróbla, i muszę powiedzieć, że jest to zdecydowanie udany debiut. Zarówno styl powieści, język w niej użyty, humor i charakter bohaterów przypadły mi do gustu, nie bardzo potrafię znaleźć więc coś, do czego mogłabym się przyczepić. Zabolało mnie jedynie nagłe zniknięcie mojego „pieszczocha”, Thuza, i mam nadzieję, że pojawi się jeszcze. Zakończenie wyraźnie wskazuje na to, że z Haxem spotkamy się w kolejnym tomie, i nie będzie on miał łatwego życia, więc pozostaję na dzień dzisiejszy względnie spokojna i pełna nadziei co do dalszych jego losów. Zapoznanie się z kramikiem Mistrza uważam obecnie za obowiązek szanującego się czytelnika fantastyki, „Cuda i Dziwy…” są bowiem pozycją, o której się na pewno jeszcze nie raz usłyszy, a jest warta każdej chwili spędzonej z nią. 


Za egzemplarz recenzencki dziękuje serdecznie wydawnictwu Genius Creations.
A że czegoś takiego przegapić nie można, to zapraszam po własną sztukę na stronę księgarni Madbooks.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina
Autor: Jacek Wróbel
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 375


9 komentarzy:

  1. Taak, Thuz jest bezbłędny! Mam nadzieję, że jeszcze do nas wróci w kolejnej odsłonie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, debiut i taki udany. Polecę mojemu wujowi, on uwielbia takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam tu skomciać, ale w sumie to się zgadzam, więc nie ma czego komciać.

    PS. A propo karczemnej przyśpiewki, znasz taką piosenkę harcerską "Nie umieraj dżdżownico"?;) http://www.tekstowo.pl/piosenka,harcerska,nie_umieraj_dzdzownico.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak, dokładnie to, tylko tytułu nie znałam ;D

      Usuń
  4. Słyszałam o tej książce jakiś czas temu, przed premierą, bardzo sympatycznie brzmiała. Teraz widzę, że efekt wyszedł całkiem udany, to jeszcze bardziej zachęca mnie do sięgnięcia po nią. :) Aktualnie jestem bez grosza przy duszy, ale w przyszłości chętnie się z tym tytułem zapoznam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno ma być nawet w matrasie, a ebooka idzie wyłapać za naście złotych jak się geniusze szerpną na promocję.

      Usuń
  5. Ciekawią mnie te nawiązania do Gry o tron... Ostatnio wszędzie głośno i Pieśni Lodu i Ognia, szczególnie po zakończeniu piątego sezonu.
    Co do książki - chętnie bym ją przeczytała. Lubię sięgać po nieznanych mi polskich autorów i warto czasem skusić się na debiut. Zdarza się, że bywa udany... I wtedy wiadomo, na powieści spod jakiego nazwiska warto czekać :)

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: