„Jak znaleźć tego jedynego i samej się nie zgubić”, oto jest
pytanie. A próbę odpowiedzi pozwolę sobie skierować do kobiet jedynie, choć
mężczyznom także polecam poczytać to i owo, a dlaczego, to się okaże za chwilę.
Bo znalezienie swojej drugiej połówki nie jest sprawą łatwą, większość z nas ma
w końcu za sobą parę nieudanych związków. Czy da się tego uniknąć? Zapewne,
gdyby w odpowiednim momencie przysiąść i się porządnie zastanowić nad
wszystkimi za i przeciw, to większość z nich nie doszłaby do skutku, ale
przecież w stanie zakochania nie myślimy racjonalnie. Poradnik Jasona i
Crystaliny Evertów ma w tym pomóc – zdradzając 21 sekretów, które nie tylko
wskażą mężczyznę twojego życia, ale i podpowiedzą, jak go zatrzymać przy sobie.
Książka spodobała mi się na pierwszy rzut oka: ładna
okładka, intrygujący tytuł, dwóje autorów… para, pisząca poradniki dla kobiet?
To kusiło. Niestety, już pierwszy rozdział przyniósł rozczarowanie.
Aby wieść szczęśliwe życie z tym jedynym, trzeba najpierw go
znaleźć, a raczej wyłowić w morzu innych. Jason i Crystalina (a zwłaszcza w tym
miejscu Jason) opisują dokładnie dziesięć typów mężczyzn nieodpowiednich, od
których należy uciekać jak najdalej. I cały problem leży niestety w tym, że państwo
piszą z bardzo specyficznej perspektywy: głęboko wierzących katolików. Więc
jaki człowiek został oceniony jako nienadający się do wspólnego życia?
Niestety, nawet nie ateista, ale po prostu wątpiący czy niepraktykujący. W
obliczu takiego pojęcia szczęśliwej pary, w którym jedno mające nie dość silne
przekonania religijne temu szczęściu zagraża, mam ochotę unieść ręce w geście
poddania się. To nie dla mnie.
Całość książki ujawnia pewne niepokojące przesłanie: w
większości rozdziałów autorzy odnoszą się do życia seksualnego jako pozornie
normalnego elementu związku, uznając jego naturalną obecność w życiu kochającej
się pary, jednocześnie wspominając co rusz, że powinno się z niego zrezygnować,
aby poddać partnera swego rodzaju próbie. Próbie woli, wierności, miłości? Nie
wiem. Przesłanie brzmi tak: to fajnie, że uprawiacie seks, ale jeśli powiesz „nie”,
to on to powinien zrozumieć i cieszyć się wraz z tobą, że chcecie utrzymać
czystość aż do ślubu. Do tej pory ok, prawda? Ale jest dalszy ciąg: jeśli zrezygnujesz
z tej wstrzemięźliwości, on powinien ją utrzymać i odmówić. Jeśli nie odmówił –
to automatycznie staje się jednym z typów, przedstawionych jako „nieodpowiednie”.
Trudno mi się do tego odnieść tak
naprawdę, sposób myślenia piszącej tę książkę pary wydaje mi się momentami zbyt
abstrakcyjny i nie do końca szczery, jakby w zawoalowany sposób próbowano
przemycić niezbyt ładną prawdę: ciało ma służyć jako karta przetargowa,
pierścionek na palcu albo miłości nie będzie. Późniejsze rozważania na temat
przelotnych znajomości i związków tymczasowych z rozgraniczeniem roli kobiecej „na
chwilę” i „na zawsze” wydają się to jeszcze potwierdzać.
Problem z tym poradnikiem jest taki, że nie daje właściwie
żadnych odpowiedzi. Z jednej strony chce uczyć akceptacji i zrozumienia „na
dobre i na złe”, a z drugiej punktuje wady i niedociągnięcia mężczyzn, często
nawet drobne, i każe ich przez to unikać; mówi o szacunku dla drugiej połówki,
a mężczyzn „niewłaściwych” określa wręcz obraźliwie („Duchowy karzeł” o
katoliku, który wątpi? Co to ma być?). Paskudnym zabiegiem jest też wplecenie w
to wątku antykoncepcji jako szkodliwej dla związku rzeczy, wykpiwając teorie o
jej skuteczności i przydatności.
Czy szukając miłości według wytycznych państwa Evert
znajdziemy szczęście na długie lata? W moim odczuciu, odpowiedź stanowczo
brzmi: nie. Możemy za to skorzystać z paru rad pobocznych: część „typów
nieodpowiednich” jest nieodpowiednia faktycznie (chociaż stanowczo nie
wymieniono tam faktycznych dewiantów, zbędnie pastwiąc się nad biednym
wątpiącym Karłem), przeżywanie zerwania będzie mniej bolesne, jeśli spojrzymy
na to z perspektywy dbania o własne szczęście, a odradzanie zemst wszelakich to
chyba oczywista rzecz. Niemniej jednak tytuł książki powinien brzmieć zupełnie
inaczej, na przykład: „Jak szybko wyjść za mąż, albo przeżyć życie samotnie,
mając nieadekwatne do rzeczywistości wymagania”. Gratuluję państwu Evert, że
mogli się poznać, pokochać i żyć razem w szczęściu i zdrowiu, ale, z całym
szacunkiem, ich droga nie jest jedyną słuszną. A w poszukiwaniu szczęścia
zdajmy się może na własną intuicję, nie na rady ludzi, którzy hasło „nie mogę
bez ciebie żyć” uważają za jasny sygnał do odwrotu.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: How to find your soulmate without losing your soul
Autor: Jason i Crystalina Evert
Wydawnictwo: Święty Wojciech
Rok wydania polskiego: 2015
Ilość stron: 440
***
W bonusie, na rozluźnienie i dla kontrastu, Boska Emilie w piosence, której fragment znalazł się w tytule (;
Hej!
OdpowiedzUsuńZ ciekawością przeczytałam Twoją recenzję, ale się z nią nie zgadzam; mój odbiór książki, a zwłaszcza tych fragmentów, do których się odnosisz był inny. Np. jeśli chodzi o Duchowego Karła - nigdzie nie jest napisane, że to "wątpiący katolik" - to człowiek, którego zasadniczo wiara nie interesuje, wiecznie zadaje pytania, ale nigdy nie szuka odpowiedzi. Co ważne, autorzy napisali, że taki facet też może być dobrym mężem i ojcem, więc nie jest on odrzucony jako facet niewłaściwy ogólnie, tylko niewłaściwy dla osoby, dla której wiara jest ważna - najważniejsza -, co jest dla mnie logiczne. Osobiście więc nie dostrzegłam tu jakiegoś "pastwienia się" nad nim:) Hasło "nie mogę bez ciebie żyć" naprawdę jest sygnałem do odwrotu - i to potwierdzi niejeden terapeuta. Oczywiście nie chodzi tu o przypadki, kiedy mówimy to w przenośni, chcąc podkreślić, jak bardzo kogoś kochamy. Tutaj dotyczyło to faceta uzależnionego od swojej dziewczyny, który obciąża ją swoją niedojrzałością. Co do szkodliwości antykoncepcji - skoro podają dane na ten temat, to nie rozumiem, na czym polega "paskudność" tego zabiegu. Faktem jest, że wiele kobiet jest przekonana o niezawodności antykoncepcji, co skłania ich do podejmowania współżycia na etapie, kiedy nie są psychicznie ani materialnie przygotowane na ewentualną "wpadkę". Jeśli natomiast chodzi o ciało jako formę karty przetargowej - zgadzam się, że jest o tym napisane...ale w innym kontekście;), kiedy przytaczają słowa kobiety, wyznającej, że traktowała swoje ciało jako sposób zatrzymania przy sobie faceta, albo zdobycia nad nim władzy. Tymczasem w podejściu, które prezentują autorzy chodzi o to, żeby upewnić się, że facet jest z tobą nie tylko dlatego, że go pociągasz, ale też z innych powodów - kiedy się już będzie miało tę pewność, wtedy przyjdzie też czas na seks. Podane są za to przykłady kobiet, które nigdy się o tym nie przekonały i do końca życia nie będą już wiedzieć, czy facet jest z nimi dlatego, że je kocha, czy dlatego, że od razu zajęli się seksem, wpadli i "musieli" wziąć ślub, Przytoczone statystyki dotyczące konkubinatów i powodów, dla których mężczyźni chętnie się na nie decydują i chętnie proponują kobietom układy typu przyjaciele z bonusem, też przemawiają na rzecz postawy, która proponuje najpierw przyjaźń, poznanie swoich wartości i priorytetów w wolności, bez poddawania się hormonom i zależnościom, które tworzą się po podjęciu współżycia, a następnie również w wolności podjęcie decyzji o przeżyciu swojego życia z daną osobą, w momencie, gdy jest się na to gotowym w każdej sferze. Biorąc pod uwagę, jakie mamy czasy, faktycznie, może się wydawać, że jest to skazywanie siebie na samotność, jednak jestem skłonna przychylić się znów do tezy autorów, że to strach kobiet, które boją się, że nic lepszego je w życiu nie spotka, i strach mężczyzn przed postawieniem sobie wyższej poprzeczki sprawia, że rzeczywistość wygląda jak wygląda. Na szczęście znam wiele par, które się tak odnalazły, więc proszę się nie martwić, Evertowie nie są samotną wyspą:) Pozdrawiam, Missy
Ja to widzę inaczej, ale każdy ma prawo do własnego zdania.
UsuńNie rozumiem, po co ludzie piszą takie poradniki. Tzn... może ktoś potrzebuje jakiejś wskazówki, czy coś. Ja jednak uważam, że każdy powinien przysiąść sam i zastanowić się poważnie, czego tak naprawdę oczekuje od życia i partnera, albo porozmawiać z kimś najbliższym, aby dowiedzieć się, czy robi coś źle. Z drugiej strony nie ma złotego środka na udany związek, ludzie muszę się po prostu do siebie dopasować.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji jestem zszokowana. Nie jestem zbytnio wierząca, ba, nie jestem nawet katoliczką i te aspekty, które tutaj wyłuszczyłaś mnie trochę zniesmaczyły (zwłaszcza to o antykoncepcji... brrr). No, ale każdy kieruje się swoim rozumem, więc nie mam prawa krytykować autorów za to, że postrzegają świat tak, a nie inaczej.