środa, 11 lutego 2015

For whom the bell tolls? "Sabriel" Gartha Nixa

   „Sabriel” jest kolejną książką, która dotarła do mnie po paru latach od pierwszego przeczytania, w nowym, odświeżonym wydaniu. Z tego co pamiętam, pierwszy tom posiadałam nawet na własność i był mi gdzieś w chaosie codziennym przepadł, i żałowałam tego już kilka razy. Podjęłam poszukiwania zamiennika i dlatego też ucieszyłam się niezmiernie, że Wydawnictwo Literackie postanowiło wznowić trylogię Nixa, zapewne w związku z faktem, że na marzec tego roku planowane jest wydanie kolejnego tomu. Trylogia staje się więc tetralogią i mam ciche marzenie, że na tym nie koniec, bo pamiętałam tom pierwszy jako czytadełko co prawda lekkie i przyjemne, ale i niesamowicie wciągające.

   Historia nastoletniej Sabriel rozpoczyna się w momencie jej narodzin, z którymi wiążą się tragiczne okoliczności: umiera jej matka, wydawszy dziecko na świat w otoczeniu obcych, przypadkowo spotkanych podczas samotnej wędrówki, ludzi. Samo niemowlę również wydaje się martwe, jednak pojawia się ojciec małej – Abhorsen, i przywraca ją do życia. Potem następuje przeskok już do wydarzeń „współczesnych” – Sabriel ma 18 lat, uczy się w żeńskiej szkole z internatem w Ancelstierre, Wyverly College, w której, oprócz wszystkich umiejętności, które dobrze wychowana młoda dama powinna posiadać, naucza się też podstaw magii, choć tylko te dziewczęta, których rodzina wyrazi na to zgodę. Nagle do szkoły przybywa posłaniec – nieumarły stwór, który przynosi głównej bohaterce tajemniczą paczkę: miecz i dzwonki ojca. Znaczy to, że ojciec dziewczyny najpewniej nie żyje – i ona sama musi teraz zająć jego miejsce. Co takiego stało się w Starym Królestwie, że wielki Abhorsen zaginął, i jak młoda, niewiele wiedząca o swojej rodzinie i przeznaczeniu Sabriel, ma przejąć jego obowiązki, jednocześnie ratując Stare i Nowe Królestwo przed Umarłymi, którzy Powrócili?

   Może się wydawać na pierwszy rzut oka, że to książka pisana dla czytelników młodszych, ale to tylko pozór – jest w niej tyle specyficznych elementów, że zainteresować może osoby w różnych grupach wiekowych. Pierwszą rzeczą, która spodobała, jest podział świata: na Stare Królestwo, z typowymi realiami fantasy, magią i nekromantami - i Ancelstierre, w którym rządzi nowoczesność, technika, ludzie poruszają się samochodami i mają elektryczne światło. Podzielone są Murem i niewielką strefą, w której wpływy jednego i drugiego świata mieszają się ze sobą. Warto zaznaczyć, że magia niweluje działanie technologii i na odwrót – w Ancelstierre nie ma magów, oprócz tej spornej strefy przygranicznej (i niewielkiego skrawka ziem opodal), a aura Starego Królestwa powoduje, że wszelkie urządzenia elektryczne natychmiast przestają działać. A co z samą granicą? To zależy już chyba od tego, jak wiatr powieje: strażnicy pilnujący granic noszą ze sobą jednocześnie karabiny i miecze, a do komunikacji używają telefonów… lub dzwonków. Sporna strefa jest też miejscem niestabilnym – umarli często powstają z grobów. Jak powiedział pułkownik Horyse, zmarli żołnierze stawiają się czasem następnego dnia na paradach. Ma dla mnie niesamowity urok fakt, że aby przejść z miejsca niemal współczesnego do świata pełnego magii, trzeba jedynie przekroczyć wąski pasek ziemi.

   Druga sprawa to nekromancja, a są jej w trylogii Nixa dwa rodzaje. Pierwszy to klasyka – ludzie, którzy budzą umarłych dla własnych, zazwyczaj złych celów, zabijając ludzi i korzystając z ich krwi by niszczyć strażniczą magię Kodeksu. I jest druga, choć zdecydowanie mniej liczna, a nawet jednoosobowa: Abhorsen, czyli ten, który pomaga Przebudzonym wrócić w odmęty rzeki śmierci. Obie te grupy posługują się dzwonkami, które noszą na pasie przewieszonym przez pierś. Dzwonków jest siedem, każdy innej wielkości, każdy ma swoje imię. Te nazwy, brzmiące jak anielskie imiona, i bardzo plastyczne opisy ich melodii i sposobów dzwonienia bardzo działały mi na wyobraźnię, zwłaszcza przez to, że jestem wielbicielką tego dźwięku. No i Dziewięć Bram Śmierci, przez które przepływa lodowata rzeka… co jest za ostatnią? Cóż, wszystko przed nami.

(Źródło: sabriel-lirael-abhorsen.wikia.com)

   Trzecia dobra rzecz – choć może nie rzecz w tym przypadku – to Mogget. Mogget jest potężną, pradawną istotą wolnej magii, spętaną przez Abhorsena i uwięzioną w skórze kota. Ten zwierzak, w obróżce z miniaturowym dzwoneczkiem, jest tak uroczy, a jednocześnie groźny, aż miło. Gra rolę Kota z Cheschire dla Sabriel: jest jej przewodnikiem, pomaga, choć niechętnie, rzucając kąśliwe, cięte uwagi, posiada mądrość wieków, której nie potrafi wypowiedzieć i kryje w sobie grozę, z której dziewczyna nie zdaje sobie sprawy. Czym jest tak naprawdę? Dowiemy się wkrótce.

   Czy znajduję w tej książce jakieś słabe strony? Będę się czepiać: pewnie. Pierwszą, która rzuciła mi się w oczy, chociaż dopiero po drugim przeczytaniu książki, są odległości. Zdawałoby się, że Sabriel potrafi podróżować szybciej niż normalni ludzie, a odległości i proporcje na mapie jej nie dotyczą: zauważalne jest to zwłaszcza w momencie, gdy przekracza ona mur i dociera do miejsca pierwszej bitwy straży z wolną magią. Strażnicy opowiadali, że patrole nie wróciły, nie zostały odnalezione, tymczasem jeden, rozbity i w paskudny sposób uśmiercony, mają tuż pod nosem. Sabriel dotarła tam w… godzinę? Dwie? Czy naprawdę banda doświadczonych w bojach z magicznymi istotami żołnierzy nie była w stanie ich odnaleźć, skoro zapuszczali się z patrolami daleko w głąb Królestwa, a zniszczonego Kamienia Kodeksu, będącego przecież punktem orientacyjnym i niejako gwarancją bezpieczeństwa regionu, po prostu nie zauważyła? Młoda nekromantka „wpadła na nich” tuż przejściu przez bramę. Nie wiem, jak ma się mapa do realiów odległości w książce, ale sprawia wrażenie przedstawiającej rozległą przestrzeń, podczas gdy najwyraźniej wcale tak nie jest.

   Czepiania punkt drugi: matka Sabriel. Burzy się kobieca natura we mnie, gdy o tym czytam: jej śmierć została uzasadniona przez Abhorsena jedynie tym, że była wynikiem ich związku. Ale skoro podążał za nią, czy nie mógł jej uratować, tak jak przywrócił do życia dziecko? Samo wytłumaczenie jest tak proste i, powiedziałabym, wybrakowane, że aż boli. Czyżby zabijało samo urodzenie dziecka Abhorsena? Nie sądzę. Czy zostanie to kiedyś wyjaśnione?…


   „Sabriel” jako książka wciągnęła mnie i zatrzymała w tym urokliwym światku. Sprawiła, że chciałabym sama mieszkać w pobliżu Muru, móc, kiedy tylko chcę, zostawić wszystko i pójść tam, gdzie nie ma hałasu aut, sztucznego światła żarówek, a najbardziej poważanymi osobami są ci, którzy parają się magią – i taką  osobą może zostać każdy. Do świata, gdzie śmierć to tylko próg do przekroczenia, za którym ma się tylko daleką ścieżkę przed sobą, o nieznanej długości i celu. Nowe wydanie powieści jest też zdecydowanie ładniejsze niż pierwsze, kolory okładki bardziej stonowane, symbole, których oczywiście znów jest dużo, tym razem jedynie podkreślone lakierem na matowym papierze, nie rzucają się w oczy, stanowiąc miły akcent. Aż miło patrzy się na całą trylogię… Tymczasem – drugi tom, w który już zdążyłam wsiąknąć - kto wie, czy nie bardziej, niż w pierwszy.



Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Sabriel
Autor: Garth Nix
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania polskiego: 2014 (wydanie drugie)
Ilość stron: 360

12 komentarzy:

  1. Od jakiegoś czasu mnie ta książka zaintrygowała, ale muszę przyznać, że po lekturze recenzji się zniechęciła...
    Z jednej strony jej młodzieżowe klimaty, a z drugiej przeplecenie świata elektroniki z fantasy, którego wybitnie nie cierpię :D

    Choć nie wątpię, że można się przy niej dobrze rozerwać, to chyba jednak nie jest coś dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle przeplecenie, co... zetknięcie z jasno przeprowadzoną granicą. A i ta elektronika raczej dziewiętnastowieczna, z jej miłych początków. A zdecydowanie więcej akcji dzieje się jednak w Starym Królestwie.
      No, ja polecam, może kiedyś poczytasz i zmienisz zdanie (;

      Usuń
    2. Może :) ale wiem już, że nie będę jej szukać, choć jak kiedyś wpadnie w moje łapki, to czemu by nie :D

      Usuń
  2. A Sabriel to nie miała czasem siedemnastu czy osiemnastu lat? Czternastoletnia była Lirael.

    Hm, w zasadzie się zgadzam ze wszystkim (Mogget i system magii jest super!), podyskutuję sobie tylko z Twoim czepialstwem, a co.;)

    Kwestia odległości też do mnie nie przemawia, ale akurat jestem w stanie sobie to wytłumaczyć. Obstawiam działanie jakiegoś zaklęcia Wolnej Magii, który mieszał żołnierzom szlaki i otumaniał umysły. Trzeba pamiętać, że mimo wszystko byli słabymi Magami Kodeksu i mogliby sobie z takim zaklęciem nie poradzić.

    Co do matki Sabriel, to wydaje mi się, że umarła za sprawą Kerrigora, który porwał do Śmierci też dopiero co narodzoną Sabriel. Z tym, że w przeciwieństwie do dziecka matkę albo spławił rzeką dalej, żeby mu nie przeszkadzała, albo sama się od niego uwolniła i spłynęła. Słowa Abhorsena rozumiem tak, że gdyby nie on był ojcem, kobietą nie zainteresowaliby się jego wrogowie, ergo dalej by żyła. A sprowadzić jej nie mógł z prostego powodu - zanim przybył, przekroczyła pierwszą bramę. Abhorseni nie powinni sprowadzać zmarłych w ogóle (choć czasem sobie na to pozwalają, to przecież tylko ludzie), a nigdy i pod żadnym pozorem nie ożywiają kogoś, kto przekroczył Bramę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiek sprawdzę, czytam teraz Lirael i faktycznie mogło mi się pomieszać.

      Odległości możemy tak tłumaczyć, fakt, ale nie zostało to stwierdzone w książce, stąd moje czeopialstwo. Nie masz odczucia że Sabriel kwestia odległości i czasu na przebycie jej jakby w ogóle nie dotyczyła?...

      Czy było coś wspomniane o Kerrigorze? Mogło tak być, fakt, ale i tak boli mnie, że tą kwestię potraktowano tak... przelotnie jedynie. Duch matki, pomagający z zaświatów jest bardzo ładnym elementem historii, ale ech.

      Usuń
    2. Mnie też to wytłumaczenie kwestii odlełości nie przekonuje szczególnie, ale przynajmniej trzyma się kupy.

      Mnie kwestia matki jednak nie boli, chyba już się przyzwyczaiłam, że młodociani wybrańcy muszą być sierotami (zaczęło się chyba od Froda, nie?;)).

      Usuń
    3. Ale, aaaach, dlaczego właściwie włóczyła się sama po lesie i rodziła wśród obcych ludzi? Ech, nie dowiem się.

      Usuń
  3. Jak tylko zobaczyłem, co to za książkę recenzujesz, byłem przekonany, że recenzja będzie pozytywna. I dobrze myślałem :) Do serii jednak jakoś mnie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sabriel znałam już wcześniej, i lubiłam, ale dopiero teraz mam szansę przeczytać kolejne tomy, więc zobaczymy, ci będzie potem <:

      Usuń
  4. Jestem wstępnie zaciekawiona. Nie przepadam za wracaniem do książek z dzieciństwa i młodości. To takie moi dziecięcy bogowie, a bogów nie powinno się dotykać, bo pozłota zostaje na dłoniach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak jest, ale jeśli książka po latach nadal robi wrażenie, to to jest dobra książka!

      Usuń
  5. Tak. Faktycznie odebrałaś "Sabriel" całkiem inaczej niż ja ;)

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: